Wyszłam z Teatru WARSawy i idąc w kierunku Placu Krasińskich zastanawiałam się, czy właśnie obejrzałam dramat czy reportaż. A może świadectwo czyjegoś życia? „Szaman” to miszmasz gatunkowy obok którego nie da się przejść obojętnie, gdyż aktorów i postaci łączy ta sama historia. Dosłownie, bez żadnej przenośni.
Od mniej więcej dwóch lat na polskich scenach obserwuję zainteresowanie spektaklami opartymi na reportażach, gatunku bądź co bądź typowo dziennikarskim i mi bliskim. W poprzednim sezonie uderzyły mnie „Dzieci księży” w warszawskim Teatrze Dramatycznym (recenzja na blogu), ale o ile tamta sztuka udziela głosu bohaterom wyrzuconym poza margines społecznej uwagi, tak „Szamana” spokojnie można nazwać teatralną spowiedzią.
Monika Mariotti i Arun Milcarz w obrazowy sposób opowiadają o swoich podróżach na Wschód, o emocjach, które im wtedy towarzyszyły, by na koniec włączyć publiczność w szamański rytuał… i tu pojawia się kłopot… rytuał czego? Uzdrowienia? Oczyszczenia? Próby kontaktu ze światem zmarłych? Życie napisało im takie scenariusze, że ciężko je ubrać w słowa, ale cieszę się, że ta dwójka zdecydowała się je zaprezentować.
„Szaman” to nic innego jak twórczo przetworzone wspomnienia.
Zaprezentować, i to w bardzo przystępny sposób. Prosta, surowa scenografia oddaje klimat niemal niekończącej się tułaczki przy pomocy kołyszącego się grubego sznura. Śpiew Moniki (i to gardłowy, wow!) oraz muzyka rodem z syberyjskich stepów to najmocniejszy punkt sztuki, może oprócz filmików dokumentalnych z udziałem szamana Baira, który niejako jest sprawcą całego teatralnego zamieszania.
W „Szamanie” nie spodziewajmy się dramatu od A do Z wzorem z Szekspira – akcja płynie w zupełnie inny sposób, trudno jednoznacznie wskazać punkt kulminacyjny, tak samo jak nasze prywatne historie ciężko wpisać w jakikolwiek schemat. Jest to raczej opowieść o teraźniejszości i przeszłości, o szukaniu siebie w kontekście odkrywania dziejów swoich przodków. Momentami Arun bawi widzów swoim stand-upem, za chwilę Monika stawia trudne pytania o sens istnienia i śmierci, po to, by zaraz obydwoje zmienili się w to, kim naprawdę są – podróżników – a więc wnikliwych obserwatorów rzeczywistości. „Szaman” to nic innego jak twórczo przetworzone wspomnienia.
Aktorstwa Moniki i Aruna nie zamierzam oceniać, bo de facto aktorstwa tutaj nie było. Ich naturalność w opowiadaniu o swoich przeżyciach to autentyczna szczerość, nie wymóg reżyserski. Można się czepiać, że pojawiły się przejęzyczenia, że to przecież scena, że tutaj to nie wypada. Ale w moim odczuciu to tylko dodało temu spektaklowi wyjątkowości, a już na pewno nie kłuło ani w oczy, ani w uszy.
Czy warto zobaczyć? Warto! Mentalność Buriatów to dla Polaków coś całkowicie innego, obcego i zgoła odmiennego od znanej nam dobrze narracji Zachodu. Ta sztuka przypomina o tym, że choć każdy naród jest inny, w głębi serca wszyscy zadajemy sobie te same egzystencjalne pytania. Mariotti i Milcarz zagorzale szukali na nie swoich własnych odpowiedzi.
***
Reżyseria:
Monika Mariotti
Wsparcie reżyserskie:
Adam Sajnuk
Scenariusz:
Monika Mariotti
Arun Milcarz
Muzyka:
Michał Lamża
Reżyseria światła:
Artur Wytrykus
Koncepcja scenografii:
Maria Bartosiak
Wykonanie scenografii:
Przemysław Wojtaś
Kostiumy:
Monika Skomra
Plakat:
Honorata Karapuda
Obsada:
Monika Mariotti
Arun Milcarz
Premiera:
16 września 2020