Życie na szczycie jest przewrotne. Adwokatka Tessa to wschodząca gwiazda świata prawniczego, kobieta u szczytu kariery specjalizująca się w obronie gwałcicieli. Wie, co zrobić, żeby dostać zeznania, których potrzebuje. Nie obchodzi ją koncept prawdy obiektywnej – dla niej istnieje prawda prawna i tego się trzyma. Jak sama twierdzi – dociekanie jak było naprawdę wykracza poza jej kompetencje. Ze sceny padają słowa „zadaniem adwokata nie jest wiedzieć (…)”. Pewnego dnia to ona staje się ofiarą – i co teraz?
„Na pierwszy rzut oka” to pierwszy monodram w karierze Marii Seweryn – uznanej już aktorki oraz reżyserki filmowej i teatralnej, którą możemy oglądać najczęściej na scenie warszawskiego Och-Teatru i Teatru Polonii. Trzeba zdawać sobie sprawę, jak wymagająca jest to forma – aktor zostaje sam na sam z publicznością, musi podźwignąć ją swoją energią i przeprowadzić historię w taki sposób, aby widzowie uznali ją za interesującą. Nie ma przebacz.
Maria Seweryn wciela się w rolę Tessy, która w jednej chwili musi przewartościować swoje dotychczasowe życie. Pada ofiarą gwałtu i zaczyna doświadczać natłoku myśli, na które do tej pory patrzyła z dystansem podczas przesłuchań na sali sądowej. Zaczyna podważać samą siebie, nie wie, czy ma obwiniać sprawcę czy może swoją nieostrożność. Tekst „Prima Facie” Suzie Miller został doceniony na West Endzie, gdzie w rolę Tessy wcieliła się Jodie Comer. Co ciekawe, Miller przez pewien okres czasu w swoim życiu pracowała jako prawniczka. Przypadek? Nie sądzę.
Powiem szczerze, że jestem fanką mocnych, tragicznych tekstów i cenię je dużo bardziej niż komedie, natomiast mam też w stosunku do nich ogromne oczekiwania. Marii Seweryn prowadzonej przez reżysera Adama Sajnuka udało się im sprostać – to jedna z lepszych sztuk, jaką widziałam w teatrze w tym roku.
Tessa jako postać jest prowadzona mocno i konsekwentnie przez całą sztukę, dostrzegamy w niej surowość i wyrachowanie, które pomaga jej piąć się w górę w tym zawodzie. Gdybym miała określić tę kobietę jednym słowem rzekłabym – KONTROLA. Żaden gest, mina czy słowo nie jest tutaj przypadkowe. Dyscyplina emocjonalna i klarowny stosunek do każdej granej sytuacji pozwoliły Marii Seweryn wyciągnąć z tego tekstu maksimum potencjału. Scena gwałtu to wisienka na torcie – choć mało szokująca w formie fizycznej, jest wykonana w taki sposób, że przed oczami rysują nam się obrazy pełne przemocy. Na tym polega magia wyobraźni i teatru. Cieszę się, że zabrakło dosłowności.
Przejmujące sceny były skorelowane z muzyką. Tekst z ust aktorki padał rytmicznie, a dźwięki instrumentów podbijały puentę. Po wyjściu ze spektaklu mamy wrażenie, że na scenie działo się niewiele, ale emocjonalnie czujemy, że zadziało się wszystko. Sztuka nie jest grana szybko – mamy czas, żeby przetrawić obrazy, które docierają do naszej percepcji, co jest wynikiem dobrego wyczucia publiczności przez twórców. „Na pierwszy rzut oka” raczej nie ma szokować, a zmusić nas zatrzymania się nad hipokryzją naszych czasów. Jest szansa na katharsis.