Przyznaję się bez bicia: wstrzymywałam oddech wraz z aktorkami – każdy, kto zobaczył bądź zobaczy ten spektakl, będzie wiedział, o które momenty chodzi ? Przekonałam się, że naprawdę trudno nie oddychać przez 90 sekund jeśli się tego wcześniej nie robiło. Jeszcze trudniej żyje się w świecie, w którym w ogóle nie można zaczerpnąć powietrza.
Malownicze Lago di Garda, największe i najczystsze, a może i najpiękniejsze jezioro północnych Włoch. Jego głębokość sięga 346 metrów. Nurkowie z całego świata, w tym także polscy, pobijali w nim rekordy świata w zanurzeniu. Niektórym się to udało, niektórym nie, jeszcze inni oddali Gardzie swój ostatni oddech. Teraz przyszła kolej na trzy bohaterki: wrażliwą, delikatną Tereskę (Agata Różycka), upartą i niezłomną Weronikę (Lidia Pronobis) i uduchowioną, romantyczną Mirkę (Helena Ganjalyan). Chcą być najgłębiej nurkującymi kobietami na świecie i pobić dotychczasowy rekord z 2004 r. – muszą zejść niżej niż 221 m. Planują zanurzyć się na 246 m. Na scenie widzimy cały proces przygotowywania się do tego wydarzeni: ich treningi, ich wątpliwości, ich wdechy i wydechy, kolejne udolne i mniej udolne próby kontroli sytuacji i opanowania umysłu nawet w przypadku najczarniejszego scenariusza. W końcu jedna z nich pyta: po co ja to sobie robię? No właśnie – po co?
„Jezioro” w reżyserii Darii Kopiec, choć swoją premierę miało mieć w marcu, obecnie nabrało jeszcze większej aktualności. Głos kobiet w naszym kraju wybrzmiewa teraz wyraźniej i głośniej niż kiedykolwiek przedtem. Co mają do powiedzenia?
Dla tych dziewczyn życie na powierzchni staje się nieznośne. Paradoksalnie, jak same mówią, dopiero pod wodą mogą oddychać. Tam są paniami sytuacji. Tam potrafią wzajemnie się wspierać. Kopiec wraz z dramaturżką Zuzanną Bojdą przeprowadziły akcję „Jeziora” w taki sposób, by każda z kobiet mogła przeżyć wewnętrzną przemianę. Oglądamy jedną opowieść, a widzimy trzy zupełnie różne historie. Tereska doświadcza straty i sama nie wie, co ma o tym myśleć, Mirka w końcu ulega swoim impulsom i wskakuje do wody, mimo, że nie miała tego robić, a Weronice przyszło zmierzyć się z najciemniejszymi potworami, z jakimi można mieć do czynienia – z własnymi myślami oraz wymiarem swojej skończoności i kruchości. Każda z nich radzi sobie na swój indywidualny sposób z tym, co boli, obalając (podejrzewam, że obecnie już na dobre nieaktualny) mit o słabości płci pięknej. Jedyne, czego potrzebowały, żeby tego dokonać, było zawsze blisko nich – musiały po prostu, albo i aż, zaufać sobie.
Czy udało im się osiągnąć upragniony cel? Tego nie mogę zdradzić, natomiast cała 16-minutowa wyprawa pod wodę była zagrana tak dramatycznie, że nic nie byłoby w stanie odciągnąć mnie wtedy od komputera. Energia dosłownie wylewała się przez ekran. Tę część uważam za najlepszy fragment spektaklu. Minimalistyczna, ale nadal wyrazista gra aktorska Lidii Pronobis siedzącej pod ścianą oraz świetnie zaprezentowana przez Helenę Ganjalyan choreografia zostają w pamięci jeszcze długo po zakończeniu sztuki. Wszystkie aktorki zagrały bardzo realistycznie: widać, że nie zmarnowały czasu przeznaczonego na przygotowanie do roli. Scenografia sprawia wrażenie, jakby wcale jej nie było – trzy krzesła, wielki ekran, na podłodze płyty imitujące taflę wody – ale to właśnie jest jej największą zaletą: pozwala działać naszej wyobraźni bez narzucania zbędnych ozdobników.
Od dawna nie widziałam też w Teatrze Dramatycznym technologii w aż tak popisowej roli, a dla uściślenia: nie chodzi mi bynajmniej o samą realizację streamingu ? Była ona niemal czwartym aktorem – gdyby zabrakło np. zegara odliczającego czas z pewnością punkt kulminacyjny mógłby dużo ze swej kulminacji stracić. Napięcie, jakie buduje się pomiędzy występującymi a widownią, to ogromna wartość tej sztuki.
Dlatego też oceniam „Jezioro” jako spektakl wysokiego ryzyka. Bo zasadniczo dla jednych może być, a dla drugich nie musi być metaforą: nurkowanie to przecież pretekst do odbycia podróży w głąb siebie, a emocje w tym sporcie są nie mniejsze niż te, które towarzyszą odkrywcom swojego prawdziwego ja. Druga rzecz: bardzo łatwo można stracić całą jego dramaturgię. I wreszcie po trzecie, jest niebezpiecznie mocno aktualny –opowiada przecież o kobietach, które przestają bać się kogokolwiek, nawet siebie samych. Można było przegiąć. Wystarczyłaby jedna feralna kwestia w scenariuszu bądź kłopot techniczny na scenie, aby zmienił się wydźwięk całego przedstawienia. Na szczęście wszystko się udało i jest tak, jak ma być – w punkt.
***
Reżyseria:
Daria Kopiec
Tekst, dramatugia:
Zuzanna Bojda
Scenografia, kostiumy
Anna Tomczyńska
Muzyka:
Stefan Wesołowski
Choreografia:
Jacek Owczarek
Asystentka scenografki:
Katarzyna Trzewik
Sylwia Księżopolska
Kierownik produkcji:
Anna Garstka
Obsada:
Helena Ganjalyan
Lidia Pronobis
Agata Różycka