Spektakl-zagadka – tak w skrócie mogłabym opisać moje odczucia po obejrzeniu „Planety B” w Teatrze Żydowskim. Mamy tutaj lemowską wizję świata, którą jako antyfanka fantastyki na początku traktowałam z dość dużym sceptycyzmem. Jednak niepotrzebnie – teksty Lema wcale nie są oderwane od rzeczywistości tak bardzo, jak mi się wydawało; one po prostu ubierają pewne ideały w dość abstrakcyjną, ale wciąż czytelną formę. Chciałoby się rzec – idealne tworzywo do artystycznego przetworzenia.

Humor, groteska, powszechna apatia. W Teatrze Żydowskim od początku spektaklu miałam wrażenie przerysowania, braku adekwatności co do miejsca, w którym się znajdujemy. Mała sala, która mieści może około 50 osób, wypełniona dźwiękami muzyki elektronicznej nie tyle może ogłusza, co otępia zmysły i niepokoi. Aktorzy przerażająco niewyczuleni na widza, zamknięci we własnym świecie, do którego niby mamy, a nie mamy dostępu. Jednak im fabuła bardziej się rozwija, tym wyraźniej można w tym wszystkim dostrzec celową wizję reżysera: Krzysztof Popiołek stara się za pomocą ironii i żartu okiełznać tematy przemijania, sensu istnienia i „absurdów rzeczywistości”, z którymi musimy mierzyć się na co dzień. Mamy więc poukładane dosyć chaotycznie cytaty z książek Lema, wizję pozaziemskiej Planety B, na której nawet śmierć może symbolizować nowe życie oraz bawiących do łez pacjentów sanatorium, którzy ślepo podążają za wskazówkami swojej mentorki – Ich Solaris.

„Planeta B” to w istocie czarna komedia, skrojona na miarę pandemicznych czasów, która pozostawia nas z gorzką refleksją: czy aby na pewno wiemy, co robimy ze swoim życiem? Czy to wszystko ma sens? Po spektaklu w mojej głowie pojawiła się odpowiedź: jeśli ma, to niestety wymuszony. Z teatru nie wyszłam napełniona nadzieją na zbudowanie lepszego świata – raczej skłonił mnie on do większego krytycyzmu i uważności wobec tego, co dzieje się za oknem naszych domów. Udajemy, że jest dobrze, na siłę szukamy rozwiązania zamiast przyznać, że tak naprawdę już nie wiemy, co robić i jak temu zaradzić. Poczucie apatii i bezsilności napełniło mnie smutkiem, ale nie wykluczam, że mogę być w tym odosobniona. Mam jednak nieodparte wrażenie, że taki był cel „Planety B” – został więc w pełni zrealizowany.

W trakcie sztuki dobrze się bawiłam, choć tak jak już wspominałam, raczej był to śmiech rodem z „Rewizora” Nikołaja Gogola („Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie”) niż komediowy ubaw. Bardzo doceniam stronę techniczną – wizualizacje kosmicznego nieba oraz muzyka na długo zostają w pamięci. Wszyscy aktorzy dobrze odnaleźli się w konwencji reżysera, jednak wypada wyróżnić doświadczoną Wandę Siemaszko za jej ogromną naturalność na scenie.

„Planeta B” nie jest przedstawieniem lekkim i przyjemnym, co nie znaczy, że nie warto jej zobaczyć. Jeśli macie ochotę zanurzyć się w alternatywnym świecie – proszę bardzo. Bardzo możliwe, że miłośnicy Lema będą zachwyceni – czuję jednak, że nie mnie to oceniać.

***

Scenariusz i reżyseria:
Krzysztof Popiołek

Scenografia:
Krzysztof Perzyna

Kostiumy:
Piotr Popiołek

Wideo:
Wiktor Zmysłowski

Muzyka:
Bartosz Dziadosz

Obsada:
Marcin Błaszak
Joanna Przybyłowska
Henryk Rajfer
Dominik Rybiałek
Wanda Siemaszko
Barbara Szeliga
Gołda Tencer

Premiera:
16 października 2021

Źródło: https://www.teatr-zydowski.art.pl/spektakle/planeta-b