„Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” to tytuł filmu w reżyserii Paolo Genovese, który od momentu premiery doczekał się hiszpańskiej i polskiej adaptacji. Na jego podstawie Marcin Hycnar postanowił stworzyć sztukę teatralną, którą miałam okazję obejrzeć na scenie Spektaklove w Małej Warszawie. Wdzięczna opowieść o spotkaniu grupy przyjaciół przy kolacji zmienia się w tragifarsę, z której płynie jedna smutna nauka: nigdy nie wiesz na ile kogoś znasz.

Do domu Rocco (Marcin Perchuć) i Evy (Anita Sokołowska) przybywa grupa ich najbliższych przyjaciół, aby wspólnie spędzić wieczór na obserwacji zaćmienia księżyca oraz zjeść kolację. Podczas miłego spotkania przy winie gospodyni wpada na pomysł, aby zagrać w grę: wszystkie telefony, sms-y i maile mają być odczytywane na głos. Z pozoru niewinny pomysł zmienia się w prawdziwe piekło dla znajomych, którzy „przecież nie mają nic do ukrycia”. Wychodzą na jaw układy, układziki, romanse i sekrety, które przez tak wiele lat znajomości udawało się skrzętnie ukrywać. Im dalej brniemy w spektakl, tym robi się bardziej dramatycznie – lekka słodka komedia staje się gorzką pigułką do przełknięcia przez każdego z widzów.

Marcin Hycnar był daleki od „teatralizacji” tekstu – przedstawienie ma bardzo kameralny klimat, nie tylko ze względu na ograniczoną przestrzeń Małej Warszawy. Aktorzy czują się bardzo swobodnie na scenie, zdają się nie przejmować odsłoniętą czwartą ścianą, co tylko podbija główne przesłanie całej historii. Notabene – brawa dla scenografa Wojciecha Stefaniaka, który upchnął w tak niewielkim miejscu rozkład całego mieszkania, zresztą w całkiem gustownym, nowoczesnym stylu. W pamięć zapada Marcin Perchuć – dobry, spokojny, poczciwy mąż, zdumiewający w swej delikatności, otwartości i zdawałoby się rozbrajającej szczerości, obserwator całego zamieszania, które ma miejsce w de facto jego domu i z inicjatywy jego żony. Najbardziej wyrazisty jest za to Bartłomiej Topa grający Lele, który ani na chwilę nie wyłącza się z okoliczności, w jakich się znalazł, a wręcz próbuje im sprostać, co rodzi kolejne konsekwencje.

„Dobrze się kłamie” to dobra propozycja na spędzenie luźnego wieczoru w teatrze (może nawet z grupą znajomych). To samograj, który sprawia radość i aktorom, i publiczności. O bliskich wiemy tylko tyle, ile sami zdecydują się ujawnić. Relacje, z pozoru bliskie, finalnie zaskakują swoją trwałością – ile można tkwić w pajęczynie kłamstw? Jak pokazuje film i spektakl – latami.